Desperat chciał się spalić na placu Wolności!
21.11.2007 roku.

Trzy godziny negocjacji, zablokowany przez całe wczorajsze przedpołudnie plac Wolności i okoliczne ulice - wszystko przez łodzianina, który - grożąc samospaleniem i detonacją ładunku wybuchowego domagał się uwolnienia polskich żołnierzy zatrzymanych w związku z tragiczną interwencją w Afganistanie. Ostatecznie oddał się w ręce policji.
   

37-letni Robert B. wczoraj ok. godz. 9. zadzwonił na policję, informując, że stoi na placu Wolności pod pomnikiem Kościuszki, oblał się łatwopalną cieczą i zamierza dokonać samospalenia. Żądał uwolnienia żołnierzy aresztowanych w sprawie sierpniowego zabójstwa cywilów w Afganistanie. Domagał się też obecności mediów. Na miejscu pojawiły się wszystkie służby - policja, straż, pogotowie. Policjanci zamknęli teren w kwadracie ulic Zachodnia, Próchnika/Rewolucji 1905 r., Wschodnia, Ogrodowa/Północna. Kursujące przez pl. Wolności tramwaje i autobusy kierowano objazdami.

Nie mam nic do stracenia!
W pobliże placu dopuszczono tylko dziennikarzy, których obecności domagał się desperat. Ubrany w kurtkę i spodnie moro, z nasuniętą na czoło czapką, nerwowo chodził, gestykulował i krzyczał: - Nie mam nic do stracenia, ja już wszystko przeżyłem, olewam swoje życie i zaraz to wszystko wyp... w powietrze! Żołnierz walczy o Polskę, wykonuje rozkazy. Biednych żołnierzy zamykają, a gdzie są dowódcy?

Pił piwo i palił papierosy. Początkowo nie chciał rozmawiać z policyjnym negocjatorem. Zapowiedział, że o godz. 12 się podpali.

Ok. 11.30 wszyscy policjanci i negocjatorzy się wycofali. Mężczyzna został sam. W południe zaczął krzyczeć, że nie chce nikogo skrzywdzić i że będzie tak stał. Po kilku minutach pytał, czy ktoś jeszcze będzie z nim rozmawiał. A ponieważ nikt na to nie zareagował - po prostu się poddał. Zostawił swój plecak pod pomnikiem i ruszył w kierunku funkcjonariuszy. Paru antyterrorystów wpadło na plac z wymierzoną w mężczyznę bronią. Kazali mu zdjąć kurtkę, by sprawdzić, czy nie ma pod nią ładunków wybuchowych. Nie miał nic, również pod swetrem i koszulą. Potem wydarzenia potoczyły się błyskawicznie - ręce do góry, na ziemię, obezwładnienie i jazda na komendę.

Desperacja z miłości?
- Znaleźliśmy przy nim butelkę po denaturacie, ale nie wiemy, czy to właśnie tą substancją się oblał - mówi podinspektor Piotr Sumiński, komendant I komisariatu, dowodzący akcją. - Mężczyzna miał 1,2 promila alkoholu. Trafił do policyjnej izby zatrzymań. Będzie przesłuchiwany dopiero po wytrzeźwieniu.

Pod pozostawionym przez mężczyznę plecakiem pirotechnicy zdetonowali ładunek wybuchowy. Jak się okazało, wewnątrz była tylko ładowarka do telefonu komórkowego i dezodorant.

- Nie znaleziono przy nim żadnych niebezpiecznych narzędzi ani materiałów - potwierdza Magdalena Zielińska, rzeczniczka KWP. - Policjanci i negocjatorzy działali przede wszystkim tak, aby mężczyzna wyciszył się i uspokoił. Starali się spełniać jego prośby - wywiad, rozmowa telefoniczna. Dzięki temu udało się opanować sytuację i nikomu - także jemu - nic się nie stało.

Zdezorientowani pracownicy okolicznych sklepów wychodzili na ulicę, by zobaczyć, co się stało.

- Przed godz. 10 pojawili się policjanci i kazali nam opuścić lokal - mówią dwie pracownice apteki na pl. Wolności. - Czekałyśmy kilka godzin, żeby wrócić do pracy.

- Zamknęli ulicę przez jakiegoś szaleńca - narzekają dwie młode ekspedientki ze sklepu przy ul. Piotrkowskiej. - Przez to nie było klientów.

Robert B. był wielokrotnie notowany przez policję. Na zlecenie prokuratury był też poddawany badaniom psychiatrycznym. Jak się dowiedzieliśmy, wczoraj rano odwiedził mieszkanie przy ul. Legnickiej, gdzie oficjalnie był zameldowany, a gdzie mieszka jego matka oraz siostra ze szwagrem i dziećmi. Stamtąd pojechał na pl. Wolności.

- Chyba tu nie mieszkał, bo rzadko się go widywało - mówią sąsiedzi. - Jak się pojawił, od razu były kłótnie z matką. Wszyscy go tu znali.

Dotarliśmy do mieszkania przy ulicy Legnickiej. Rodzina nie chciała się jednak wypowiadać na temat Roberta. Siostra stwierdziła tylko, że mają już dość przeżytych wrażeń.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że desperacki krok Roberta mógł być spowodowany tym, iż niedawno... zostawiła go dziewczyna. Prawdopodobnie chciał po prostu zwrócić na siebie uwagę i wykorzystał w tym celu afgańską tragedię.

Рекордное количество дебютантов на Варшавской фондовой бирже

В нынешнем году на Варшавской фондовой бирже дебютировало рекордное количество компаний. В пятницу состоялось первичное публичное размещение акций Европейского ипотечного фонда, который стал 80-й по счету компанией, дебютировавшей в 2007 году. Об этом сообщает "Polskie Radio".

В настоящее время на Варшавской бирже котируются акции свыше 350 компаний, в том числе 12 иностранных. Ожидается, что в этом году ее капитализация составит около $400 млрд.

Policjanci z Jarosławia wyruszyli na dyskoteki. Nie żeby tańczyć, tylko kontrolować czy odtwarzana tam muzyka pochodzi z legalnych nośników. Czwartkowy wieczór okazał się pechowy dla jednego z DJ-ów.

Podczas kontroli jednej z dyskotek w Jarosławiu policja nakryła 35-letniego mężczyznę, który odtwarzał muzykę z pirackich kopii płyt CD - informuje Gazeta.pl za PAP. Serwis nie podaje, czy zatrzymany posiadał licencję na publiczne odtwarzanie muzyki.

Policja sprawdziła nie tylko nośniki, które pechowy DJ miał ze sobą w lokalu, ale także przeszukała jego mieszkanie. Znaleziono tam ponad 1,7 tys. nielegalnych kopii płyt CD i DVD z muzyką i filmami.

Na razie mężczyźnie postawiono zarzut rozpowszechniania utworów muzycznych bez uprawnień, za co grozi mu kara do dwóch lat więzienia.

Паш, да это бредт, по крайней мере я сегодня въехал в Польшу дк. они про деньги даже не заикались. Кроме того получается что у наших барыг, которые ломятся в Польшу на работу прав больше чем у студентов.
Ed
Вот сц... да-а-а мне бы не поздоровилось если бы меня с таким загребли - я свою вину наотрез бы отказался признавать.